Opublikowano Dodaj komentarz

Czy można zjeść ciastko i mieć ciastko?

Wbrew różnym sprytnie pozytywnym odpowiedziom na powyższe pytanie („tak, należy kupić dwa ciastka”, etc.), takiej możliwości nie ma. Inną odsłoną tegoż dylematu są słowa cytowanego przez Davida Schnarcha w „Namiętnym małżeństwie” amerykańskiego muzyka bluesowego Roberta Craya: „Nie ma dnia, by człowiek nie musiał wybierać między tym, czego pragnie, a tym, co boi się stracić.” Poszukując – poniekąd słusznie – w relacji poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i spokoju, jednocześnie sami zaganiamy się w kozi róg: zaczynamy odczuwać lęk przed wszystkim, co stanowi potencjalne zagrożenie dla tych wartości. Poświęcamy samych siebie „dla dobra związku”, który stanowi niejako trzecią osobę tego specyficznego trójkąta: ja, ty, nasz związek. Godzimy się na ukrywanie własnych uczuć, dążeń i pragnień przekonani o tym, że ich ujawnienie będzie przejawem  egoizmu, wynoszeniem własnych potrzeb nad potrzeby partnera/partnerki, a tym samym zagrozi małżeństwu. Mamy więc ciastko (spokojny, poukładany, stabilny związek), ale rezygnujemy ze smaku, jaki daje dążenie do bycia tym, kim naprawdę chcielibyśmy być.

Opublikowano Dodaj komentarz

„Aby byli jednym” – jak rozumieć „jedność” w relacji małżeńskiej.

Wydaje się, że rytuał ślubu (kościelnego) wskazuje na ideał, jakim ma być pełne „zjednoczenie” małżonków w trakcie trwania związku (jedność duszy i ciała). Odłóżmy na chwilę na bok uzasadnienie teologiczne, jakkolwiek słuszne.  W „Namiętnym małżeństwie” David Schnarch opisuje ten rodzaj myślenia od strony czysto psychologicznej: „Jesteśmy dwojgiem, ponieważ nie ma między nami zgody, ale jeśli pokonamy nasze różnice, będziemy jednym”. Jak twierdzi Schnarch takie podejście ma jednak znamiona „fantazji o fuzji emocjonalnej”, a próba pokonywania za wszelką cenę różnic między partnerami prowadzi często do głębokiego kryzysu relacji i zaniku więzi. Odnosząc się do koncepcji zróżnicowania autor wskazuje, że kluczem do udanego, wieloletniego związku jest raczej zachowanie własnej odrębności, świadomość własnego „ja” i wzięcie odpowiedzialności za własne życie. Czasami wymaga to stawiania granic: sobie, małżonkowi, otoczeniu, gdy naciska, byśmy się do niego dostosowali.

Opublikowano Dodaj komentarz

Jak tłumaczyć książki o seksie

Truizmem jest już mówić, że język polski jest stosunkowo ubogi, jeśli chodzi o nazewnictwo seksuologiczne. Często osuwa się, z jednej strony,  w wulgaryzm czy infantylizm, z drugiej – w chłodny język medyczny. Częściowo wynika to zapewne z faktu, że w Polsce generalnie od zawsze mniej mówiło się o tej sferze życia. Jak wspomniała kiedyś dr Małgorzata Pogorzelska, redaktor naukowy „Namiętnego małżeństwa”, w rezultacie do gabinetów terapeutycznych trafiają ludzie, którzy nie potrafią właściwie i bez skrępowania opisać swoich problemów. Przyznam, że jako tłumaczka książki Davida Schnarcha także wielokrotnie musiałam borykać się z brakiem stosownych odpowiedników w języku polskim. Z uwagi na fakt, że książka jest przeznaczona zarówno dla zwykłych zjadaczy chleba, jak i dla specjalistów, terminologia musiała uwzględniać różne wrażliwości. Oczywiście najwięcej problemów sprawiły mi sceny do bólu „erotyczne”, ponieważ miałam świadomość, że – wyrwane z kontekstu – mogą świadczyć przeciwko książce. Tymczasem ich zamieszczenie miało ściśle zamierzony cel: pokazują bowiem, jak w konkretny sposób nowatorskie koncepcje Schnarcha realizują się w relacji seksualnej. Zdaję sobie sprawę, że największe kontrowersje może budzić jednak użycie słowa na „p” (po angielsku na „f”), ale sam autor dokładnie wyjaśnia, że właśnie to uchodzące za wulgaryzm słowo najdobitniej opisuje pewien szczególny typ kontaktu seksualnego. No i na koniec: jak pisać o seksie bez seksu…

Opublikowano Dodaj komentarz

Kto chce „chcieć”?

Autor „Namiętnego małżeństwa” stawia tezę, że powszechny problem niskiego pożądania w wieloletnich związkach bierze się w znacznym stopniu z braku chęci do „chcenia” partnera/partnerki. Pragnienie konkretnych zachowań seksualnych nie jest tym samym, co pragnienie osoby. Jak w opisywanym przez Davida Schnarcha przypadku Carol i Warrena, spadek zainteresowania seksem po stronie męża wiązał się z wzrastającą rolą, jaką żona odgrywała w jego życiu. Powielając niejako schemat swojej relacji z uzależnioną od alkoholu matką, Warren próbował „zaizolować” się przed bólem, jakiego mógłby doświadczyć w wypadku odejścia/śmierci żony, którą jednocześnie coraz bardziej kochał i szanował. Wybrał więc wycofanie zamiast zaangażowania. Jak pisze autor „osoby, które nie chcą chcieć, nie są w stanie znieść bezbronności wpisanej w świadomy wybór partnera”. Na pierwszy rzut oka taka diagnoza wydaje się absurdalna: skoro kogoś kochamy, jak to możliwe, że jednocześnie próbujemy się przed nim „ukryć”? Kluczem jest omawiana przez Schnarcha teoria różnicowania, czyli zachowywania niepowtarzalnego, unikalnego „ja” w relacji z kochanymi osobami.